Saturday, October 29, 2016

On the edge/Na krawędzi

The bearded man was sitting on the pavement. I went to the Caffeteria and so did he. „Coffee and potato chips for the genetlman outside!” - The clerk said. I saw the beggar paying for the order. I recharged my mobile phone and left the Caffeteria, thinking about the bearded guy. He was spending the coins next to his „work place” - why shouldn't he? 
 englishrussia.com/

Living on the edge, being excluded is a painful experience, and it never gets any easier. The begging man who was looking at the people eating their cake, did he bought some coffee to show that he's not any different? A young black guy with headphones next to the supermarket – to me he was like: “Asking for money? Who cares, I listen to the music!”

I have been reading that prince William spent a night sleeping on the streets of London. Next to him slept Seyi Obakin, homelessness charity chief executive. William rolled his sleeping bag at 6 am. He spent about one hour talking to several homeless people. “He seems like a good guy and at least he is trying to see how the other part live” - One of them said.

Na chodniku siedział brodacz. Weszłam do kawiarni, on też. „Kawa i frytki dla pana na zewnątrz!” - powiedział sprzedawca. Widziałam, jak żebrak płaci za zamówienie. Doładowałam telefon i wyszłam z kawiarni, myśląc o brodatym mężczyźnie. Spędzał swoje drobne obok „miejsca pracy” - dlaczego nie? Żebranie to bolesne doświadczenie.

Życie na krawędzi, bycie wykluczonym - nigdy nie robi się łatwiej. Żebrak który patrzył na ludzi, jedzących ciastka – czy kupił kawę żeby pokazać, że nie jest od nich inny? Młody czarnoskóry mężczyzna ze słuchawkami na uszach koło supermarketu – sprawia na mnie wrażenie, że mówi: “Proszenie o pieniądze? Kogo to obchodzi, ja muzyki słucham!”

Czytałam że książę William spędził noc na ulicach Londynu. Obok niego spał Seyi Obakin, dyrektor organizacji pomagającej bezdomnym. William zwinął swój śpiwór o 6 rano, spędził godzinę rozmawiając z żyjącymi na ulicach ludźmi. “Wygląda na porządnego gościa, przynajmniej próbuje zobaczyć, jak żyje ta inna część” - powiedział jeden z nich.

Thursday, October 27, 2016

Unsafe city/Niebezpieczne miasto

Every morning is a peak time: the parents are dropping their children to school, and parking their cars in double row. Some days an officer is regulating the traffic. Tuesday morning he had a dispute with a woman who left her car on a crosswalk. “It will be only for a minute!” - She insisted. I have to say that I quite like the „spirit of Bari”.

I was approached by an elderly lady in local supermarket. „How much did you pay for the kitchen towel?” - She asked. „About € 1,50” - I said. „Haven't you see the offer? Three kitchen roll towels for €1,70!” - She informed. Few days later I went to buy some grind beef. „I've finished the meat for €6! Come back later” - The clerk told me even if didn't ask for the offer.

We were told that Bari is unsafe before we went to live there. I didn't like our neighborhood the very first day: almost no green, only block of flats. We went to pizza shop for dinner. Italians like to be outdoors in the evening, when the weather is good. I saw the women congregate in the cement square. Everywhere people are the same.

Każdy ranek to godzina szczytu: rodzice podwożą dzieci do szkoły, parkują w podwójnym rzędzie. W niektóre dni ruchem kieruje policjant. We wtorek polemizował z kobietą, która zostawiła samochód na przejściu dla pieszych. „Tylko na chwilę!” - twierdziła. Muszę przyznać, że dość mi się podoba ten „duch Bari”.

Zostałam zaczepiona przez starszą panią w supermarkecie. „Ile zapłaciłaś za papierowe ręczniki?” - zapytała. „Około 1,50 euro!” - odparłam. „Nie widzisz oferty? Trzy rolki za 1,70 euro!” - poinformowała. Parę dni potem chciałam kupić mieloną wołowinę. „Skończyłem mięso za 6 euro, przyjdź później!” - rzekł sprzedawca, choć nie pytałam go o promocję.

Mówiono nam, że Bari to niebezpieczne miasto, zanim przeprowadziliśmy się tutaj. Pierwszego dnia nie spodobało mi się osiedle: prawie żadnej zieleni, tylko bloki. W porze kolacji poszliśmy kupić pizzę. Kiedy jest ciepło,Włosi lubią spędzać wieczór na dworze. Zobaczyłam kobiety, zgromadzone na cementowym placu. Ludzie wszędzie są tacy sami.

Saturday, October 22, 2016

£1 for ten/Funt za 10 sztuk

I have been reading that a bag of rubbish was displayed as a work of art at the Tate Britain gallery. One of the cleaners threw it out with the thrash. The plastic bin linner filled with waste paper was later recovered, but it was too damaged to display. The gallery did't reveal the compensation offer for the artist, but apparently similar bags cost £1 for ten.

For me, the „art work” was rubbish, and cleaning staff's act was an evidence of the ignorance of experts. Very often the filter of common sense can say if something can be considered a good art. About two months ago I started my sketch-a-day challenge. „Your drawings are all the same!” - My husband said when I asked for his opinion.

The harsh critical voice was right. I wasn't improving: I kept drawing simple and quite bad shapes, and cover it with Photoshop filters. But Adobe product isn't a magic tool: it takes a lot of effort to create something which is not rubbish. I believe that I can so keep drawing, and sharing my illustrations on La donna&Photoshop blog and Artmajeur page.

Czytałam, że galeria Tate Modern wystawiła worek na śmieci jako dzieło sztuki. Jedna ze sprzątaczek wyrzuciła go razem z odpadkami. Plastikowy worek wypełniony papierem został odzyskany, był jednak zbyt uszkodzony, by go pokazywać. Galeria nie podała wysokości odszkodowania przyznanego artyście; mówi się, że podobne worki kosztują funta za 10 sztuk.

Moim zdaniem „dzieło” było nic nie warte, to, co zrobiła sprzątaczka pokazuje nieświadomość ekspertów. Bardzo często filtr zdrowego rozsądku wskazuje, czy coś może być uznane za prawdziwą sztukę. Dwa miesiące temu rozpoczęłam wyzwanie: rysunek na dzień. „Twoje szkice są takie same!” - rzekł mąż, poproszony o opinię.

Surowy głos krytyka miał rację. Nic się nie poprawiało: rysowałam proste, niezgrabne kształty i pokrywałam je filtrami Photoshopa. Ale produkt Adobe to nie magiczna różdżka – stworzenie czegoś wartościowego wymaga wysiłku. Wierzę, że mi się uda, więc rysuję – i pokazuję moje obrazki na blogu Ladonna&Photoshop i stronie Artmajeur.

Thursday, October 20, 2016

Good impression/Dobre wrażenie

I know someone who wanted to unfriend those who did not send condolences because of a death of her beloved pet. We're all trying to make good impression, and post something cool and funny, but some status updates can ruin Facebook for everyone. The political rant: „Killing the children, that's they're for! Where there is faith!” 
 higherperspectives.com/

The let me tell you that: I got up early, I had nice breakfeast, I watched TV… The nasty post only meant for one person: „I feel lucky that I'm not brainwashed!” The morning sermon: reciting a religious passage every day. Recently someone posted „a little test” for her Facebook friends. „In honour of someone who died, or is fighting cancer, copy and paste”.

She wrote this adding that she recently deleted „so called friends”. I shared it and got a comment: „You're blackmailing and sending spam”. I agreed so I won't send her a lot of Candy Crush Saga invites. I deleted the update, I'll post a photo of Enzo Ferrari and Mesut Ozil instead. There's a strange resemblance between them!

Znam kogoś, kto chciał usunąć z grona znajomych ludzi, którzy nie złożyli jej kondolencji po odejściu ulubionego psa. Wszyscy chcemy zrobić dobre wrażenie, ale niektóre wpisy skutecznie obrzydzają Facebook innym. Tyrada polityczna lub religijna: „Są za mordowaniem dzieci, co to za wiara!” Relacjonowanie: wstałem rano, zjadłem dobre śniadanie, oglądałem telewizję…

Nieprzyjemne wpisy, przeznaczone dla konkretnej osoby: „Całe szczęście, że nie mam wypranego mózgu!” Poranne kazanie – recytowanie urywków religijnych każdego dnia. Ostatnio ktoś umieścił „mały test” dla znajomych na Facebook. „W ramach szacunku dla tych, którzy zmarli na raka albo z nim walczą, kopiuj i wklej”.

Napisała to dodając, że niedawno usunęła „tak zwanych znajomych”. Podzieliłam się tym wpisem, ktoś go skomentował: „Szantażujesz i wysyłasz spam”. Zgodziłam się z tym, więc nie zacznę jej wysyłać zaproszeń do gry w Candy Crush Saga. Usunęłam post, zamiast tego wkleję zdjęcie Enzo Ferrari i Mesuta Ozil. Pomiędzy nimi jest dziwne podobieństwo!

Sunday, October 16, 2016

Quality of Life/Jakość życia

S. told me that her brother lives in Bolzano. „He's Terrone, but he wouldn't change that place for anything in the world! The commune of Bolzano provides financial help for the families with children” - She said. Been talking about it with my husband. „Why all Italians won't go there?” - I joked. „I don't know, go and ask them!” - He said angrily. 

He doesn't like me saying that the grass is greener on the other side. My friend T. lives in Montalbano, close to her family. „We are all Terrone” - She said. The epithet is used to describe the resident of southern Italy. T. used to work in the North. „The sun was different over there! When I was back to Montalbano, it was like someone has turned on the light!”.

She told me that a friend of her husband had to go in the north, otherwise he would loose his job. After four months he quitted and was back to the south. „He didn't like the mountains” - T. told me. Now P. is happily fishing in the Ionian Sea with her husband. But „cold” Bolzano was ranked as having the 1st Best Quality of Life in Italy. I have to tell my husband...

S. wspomniała, że jej brat mieszka w Bolzano. „To Terrone, ale nie zmieniłby tego miejsca na żadne inne! Gmina Bolzano pomaga finansowo rodzinom z dziećmi” - rzekła. Rozmawiałam o tym z mężem. „Czemu wszyscy Włosi tam nie pojadą?” - żartowałam. „Nie wiem, idź i zapytaj!” - odparł ze złością.

Nie lubi, kiedy mówię że trawa jest zieleńsza za rogiem. Moja znajoma T. mieszka w Montalbano, blisko swojej rodziny. „Wszyscy jesteśmy Terrone” - mówi. Ten epitet określa mieszkańców południa Włoch. T. pracowała kiedyś na północy. „Słońce jest tam inne. Kiedy wracałam do Montalbano, czułam się, jakby ktoś włączył światło”.

Powiedziała, że przyjaciel męża musiał jechać na północ, inaczej straciłby pracę. Po czterech miesiąca zwolnił się i wrócił na południe. „Nie lubił gór!” - mówi T. Teraz zadowolony P. łowi ryby z jej mężem. Ale „zimne” Bolzano otrzymało pierwsze miejsce w rankingu na najlepszą jakość życia we Włoszech. Muszę powiedzieć mężowi...

Thursday, October 13, 2016

Dear publishers/Kochani wydawcy

I'm limiting my daughter's supply of sweets. She revealed recently that some of her friends are having Kinder Delice snack at school. „Sometimes I'm doing like the the fox who couldn't eat grapes!” - She said. „I'm pretending that I don't really want the chocolate!” I haven't publish a book, and I use to say that I don't regret it at all. It's true. 
zdjęcie Kasia Sikora

I probably made all the mistakes of a new author. 1.For a long time I waited for a Great Editor who will give me a chance. Wrong: I don't need a permission to publish. 2.I believed that publishing means being famous. Silly me. Most books don't sell. 3.I expected „success” will knock on my doors. No way: you must market your book, otherwise it will pass unnoticed.

Dear publishers, I'm sorry!” - wrote Kasia Sikora. She's apologizing for submitting manuscript which wasn't ready yet. Kasia keeps working on “Alive and Dead Lover” - but I think there is probably no need to wait for The Big Chance. I won't be staring at the grapes which is beyond my reach. I discovered the fruits within reach of every hand.

Ograniczam córce słodycze. Niedawno opowiadała że jej koledzy jedli Kinder Delice na szkolnej przerwie. „Czasem robię jak lis, który nie umiał dosięgnąć winogron!” - rzekła. „Udaję, że wcale nie chcę czekolady!” Nie opublikowałam książki, powtarzam, że tego nie żałuję. To prawda. Popełniłam chyba wszystkie błędy debiutującego autora.

1.Przez długi czas czekałam na Wielkiego Wydawcę, który da mi szansę. Błąd: nie potrzebuję pozwolenia na publikowanie. 2.Wierzyłam, że wydanie oznacza bycie sławnym. Byłam niemądra: większość książek się nie sprzedaje. 3.Oczekiwałam, że „sukces” zapuka do moich drzwi. Nic z tego: trzeba promować książkę, inaczej nikt jej nie zauważy.

Drodzy wydawcy, przepraszam!” - napisała Kasia Sikora. Tłumaczy się z wysłania manuskryptu, który nie był jeszcze gotów. Kasia pracuje nad „Kochankiem żywym i martwym” ale myślę, że nie ma potrzeby czekania na Wielką Szansę. Sama nie będę wlepiać oczu w winogrona poza moim zasięgiem. Odkryłam owoce na wyciągnięcie każdej ręki.

Sunday, October 9, 2016

Impossible to prove/Nie można udowodnić

Generally my husband and me have different views on almost anything. We went to his friends' wedding party last month. A lot of people we didn't know, so we chatted between us at the beginning. „According to Nostradamus Francis I is the last pope!” - I said. „You believe in all the rubbish you read!” - He told me. „The quantum theory says parallel universes exist!” - I insisted.

A quantum mechanical state is a sum of all possible states. Maybe Nostradamus can see it somehow!”. The groom is a chemist, and there were the scientists at our table. I explained our problem to petite A. and her physicist friend. „It's impossible to prove that we live in a multiuniverse!” - He said. Hugh Everett III, an American physicist believed in quantum immortality.

His death at the age of 51 was probably caused be obesity, chain-smoking and alcohol. „I never really understood/what it must have been like him/living inside his head” - Wrote Everett's son Mark. His father would say that there is no hope of finding correct theory, because the totality of experience is never accessible for us.

W zasadzie mąż nie podziela moich poglądów. W zeszłym miesiącu pojechaliśmy na wesele jego przyjaciela. Dużo nieznajomych ludzi, więc na początku rozmawialiśmy między sobą. „Nostradamus twierdził, że Franciszek I będzie ostatnim papieżem!” - powiedziałam. „Wierzysz w głupoty, które czytasz!” - odparł. „Fizyka kwantowa uwzględnia teorię wielu światów” - rzekłam.

Stan kwantowy jest sumą wszystkich możliwych stanów. Może Nostradamus potrafił je zobaczyć!”. Pan młody jest fizykiem, przy naszym stole siedzieli naukowcy. Wyjaśniłam problem drobnej pani i jej przyjacielowi – fizykowi. „Nie można udowodnić, że żyjemy w multiwszechświecie!” - twierdził. Amerykański fizyk Hugh Everett III wierzył w nieśmiertelność kwantową.

Jego śmierć w wieku 51 lat była zapewne rezultatem otyłości, nałogowego picia i palenia. „Nigdy nie zrozumiałem/Jak to jest być jak on/Żyć w swojej głowie” - napisał syn Everetta, Mark. Jego ojciec powiedziałby pewnie, że znalezienie niepodważalnej odpowiedzi jest niemożliwe, bo nie mamy dostępu do wszystkich doświadczeń.


Thursday, October 6, 2016

Two loosers/Dwoje przegranych

I'm a very small fish in a very big pond of parent bloggers”. - Wrote Katie. But success comes in all shapes and sizes, doesn't it? Italian blogger Antonio Menna wrote a blogpost: „If Steve Jobs was born in Naples”: Stefano and his friend are called fags, because they're always together. They have a great idea, but in Naples, nobody will give them unsecured 250,000 dollars. 
źródło: Internet

They are selling Volksvagen and scooter to afford the first pieces of Apple. But someone denounces their „commercial operation”. The officers are controlling their garage which is not up to standards. Then, Napolitan mafia arrives. They pay them, and don't have money for their business. The blogpost about Stefano who becomes mechanic is very popular.

My stats are on the lovish side” - wrote Katie. „Yet I consider my blog to be successful”. She writes the kind of content she wants, loves her blog – and makes people to keep reeding it. I agree with Katie that success is different for everyone. When it comes to me, szortal just published Niedorzeczni, a story of two „loosers”!

Jestem małą rybką w dużym stawie blogujących rodziców” - napisała Katie. Ale sukces jawi się w różnych kształtach. Włoski bloger Antonio Menna napisał post: „Gdyby Steve Jobs urodził się w Neapolu”: Stefano i jego przyjaciel znani są jako „pedzie”, bo trzymają się razem. Mają wspaniały pomysł, ale w Neapolu nikt nie da im 250 tys. dolarów bez zabezpieczenia.

Sprzedają Volkswagena i skuter, żeby kupić części do pierwszego Apple. Ktoś jednak na pisze donos w sprawie ich „działalności komercyjnej”. Urzędnicy kontrolują garaż, który nie spełnia standardów. Potem odwiedza ich neapolitańska mafia. Płacą im i nie mają pieniędzy na biznes. Post o Stefano, który został mechanikiem stał się bardzo popularny.

Moje statystyki nie rosną” - napisała Katie. „Ale uważam, że blog odniósł sukces”. Pisze o tym, co ją interesuje, kocha swój blog – i sprawia, że ludzie go czytają. Zgadzam się z Katie, że dla każdego człowieka sukces to coś innego. Jeśli o mnie chodzi, szortal właśnie opublikował Niedorzecznych, historię dwojga „przegranych”!


Sunday, October 2, 2016

9

My favourite character Rosemary Woodhouse moves into Bramford. The seventh-floor apartment was previously inhabited by 89-years old Mrs Gardenia. We live on 7th floor, and the previous owner was almost 90. “I counted all the places I have lived” - I told my husband. Bari is my 9th place”.

I used to have pink suitcase. I bought it in Clarks Village (Street) back in 2007. My mother hated it because she didn't like me leaving. At some point also me, I began to dislike cases. Experiencing new places is great but sometimes you're going to want stability – and home. Hope we'll find our place in the new city. I like Bari.

The narrow streets of the old town, Lungomare and beautiful churches... Yesterday we went to Pane e Pomodoro beach. The day was warm, I saw the people in costumes, someone was swimming in azure sea. My husband was fed up of taking the photos, but a man with bronzed belly didn't mind. “Also I was in love with Polish girl, and then I devoured her” - He said.

Moja ulubiona bohaterka przeprowadza się do Bramfordu. Apartament na siódmym piętrze był wcześniej zajmowany przez 89. letnią staruszkę Gardenię. Mieszkamy na siódmym piętrze, poprzednia właścicielka miała prawie 90 lat. “Policzyłam miejsca, gdzie żyłam” - powiedziałam mężowi. “Bari jest dziewiąte”.

Miałam kiedyś różową walizkę. Kupiłam ją w Clarks Village (Street) w 2007 roku. Nienawidziła jej moja mama: nie chciała, żebym wyjeżdżała. W pewnym momencie sama zaczęłam odczwać niechęć do tobołów. Poznawanie nowych miejsc cieszy, lecz w końcu zaczynasz tęsknić za stabilizacją – za domem. Mam nadzieję, że znajdziemy swoje miejsce w nowym miejscu. Lubię Bari.

Wąskie uliczki starego miasta, Lungomare, piękne kościoły… Wczoraj pojechaliśmy na plażę Pane e Pomodoro. Było ciepło, widziałam ludzi w kostiumach kąpielowych, ktoś się kąpał w morzu. Mąż miał dość robienia zdjęć, ale Włoch z opalonym brzuchem nie odmówił. “Też zakochałem się w Polce! A potem ją pożarłem” - powiedział.